Tęsknię za tym wszystkim, czego nie jestem w stanie teraz jeść. Nie dla mnie bulgur, cebula, grzyby leśne czy pieczarki. To tylko początek listy zakazanych przyjemności, a tu kuszą stragany, dziesiątki książek z przepisami i blogerki, które zamierzają reaktywować wspólne gotowanie. Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest jej ulec, jak słusznie stwierdził Oskar Wild. Żeby jednak brzuch nie rozbolał, jedzenie powinno być low fodmap ;)
Przepis jest wariacją na podstawie przepisu Yotama Ottolenghiego. Zamiast bulguru — kasza owsiana, cebulę zastępuje zielona część dymki, grzyby leśne i pieczarki zamieniłam na boczniaki, shimeji i mun. Mała ilość fety według specjalistów Monash University nie szkodzi, co potwierdzam. A czerwony pieprz daję w ramach protestu przeciw dominacji czarnego pieprzu w przepisach. Ma być kolorowo, a nawet... tęczowo ;)
Wpis powstał w ramach wspólnego gotowania pieczarek i innych grzybów hodowlanych. W akcji wzięły udział także: Ania, Pati i Martynosia.
150 g kaszy owsianej pęczak
4 łyżki oliwy
1 łyżeczka nasion kuminu
500 g grzybów (boczniaki, shimeji, mun)
2 łyżki listków tymianku
2 łyżki octu balsamicznego
zielona część dymki
60 g fety
10 g koperku
½ chilli w płatkach
czerwony pieprz
sól
Kaszę ugotować w osolonym wrzątku. Suszone grzyby mun zalać wrzątkiem na kilkanaście minut.
W tym czasie pokroić dymkę, grzyby (leśne porwać na kawałki), fetę i posiekać koperek. Do rondla wlać olej, smażyć na nim przez ok. 7 minut połowę nasion kuminu wraz z grzybami i ½ łyżeczki soli, ciągle mieszając, aż zmiękną i się zarumienią. Dodać resztę kuminu i tymianek, podgrzewać przez minutę. Następnie dolać ocet balsamiczny i gotować przez 30 sekund.
Dodać do rondla ugotowaną kaszę, dymkę, fetę, koperek i chilli, doprawić pieprzem i wymieszać. Podgrzać i przełożyć na talerze.
Inspiracja: Yotam Ottolenghi, Prosto.
Fajny przepis. Nigdy nie jadłam tych grzybków shimeji. Jak smakują? Muszę je kupić i spróbować ;)
OdpowiedzUsuńKonsystencję mają podobną do pieczarek, jednak mocniej pachną. Są raczej pikantne, ale smak jest zaskakujący, bo można wyczuć zarówno słodycz, jak i lekką goryczkę. Trzeba je usmażyć, ugotować, a przynajmniej kilka minut zblanszować. Teoretycznie po obróbce powinny stracić gorycz, ale momentami ją czuję. W tej potrawie nie było to bardzo wyczuwalne, ale w jajecznicy z shimeji już tak. To jednak może być pocovidowy objaw, choć reszta potraw już od dwóch tygodni mi nie smakuje gorzko i kwaśno ;)
UsuńJa też chętnie spróbuję tych grzybów. Nie jadłam też nigdy kaszy owsianej. Wszystko wygląda przekonująco ;) Cieszę się, że znów razem coś gotujemy ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kaszę owsianą. Najbardziej właśnie pęczak, rozdrobniona nie robi na mnie tak piorunującego wrażenia ;) Też bardzo się cieszę, że znów wspólnie gotujemy. Najbardziej jednak tęsknię za skandynawskimi akcjami ;)
UsuńŚwietne kaszotto. Dziękuję za wspólne gotowanie. Oby do następnego.
OdpowiedzUsuńRównież dziękuję. Miło się razem gotuje, nawet na odległość :)
UsuńPewnie na tym blogu zostanie. Dużo można się dowiedzieć.
OdpowiedzUsuń