Kveldsmat to po norwesku kolacja, ale sądzę, że te naleśniki
na śniadanie będą równie dobre ;) Signe w swojej książce wspomina, że w
Norwegii często są podawane jako wieczorny posiłek. Używa się do nich większej
ilości jajek niż do innych naleśników i podaje je z jagodami, borówkami,
owocowym kompotem lub odrobiną cukru. Z kolei w Szwecji i Finlandii podobno są
jadane w czwartki po miseczce parującej zupy z szynką i groszkiem :)
Zdecydowałam się je podać z truskawkami, odrobiną syropu
klonowego i listkami melisy. Z podanych proporcji wyszło 14 cienkich
naleśników o średnicy 24-25 cm. Dzięki zawartości masła w cieście nie trzeba w
ogóle natłuszczać patelni. Są bardzo smaczne i gorąco je polecam, jeśli jednak szukacie
lżejszego przepisu, sprawdźcie ten. Signe zalecała też umieszczanie naleśników po
kolei w piekarniku rozgrzanym do temperatury 100°C, aby nie wystygły, ale
zwykle robię je tak szybko, że nie miałabym na to czasu, a układane w
stos nie stygną gwałtownie.
100 g masła
3 średnie jajka
1 łyżka jogurtu
500 ml mleka
250 g mąki orkiszowej
1 łyżka jasnego brązowego cukru
½ łyżeczki soli
Masło roztopić. W blenderze kielichowym zmiksować jajka z jogurtem
i połową mleka. Dodać mąkę, zmiksować, aż znikną grudki. Następnie dodać resztę
mleka, masło, cukier oraz sól i ponownie zmiksować. Przelać masę do miski,
przykryć i włożyć do lodówki na 30 minut.
Rozgrzać patelnię na średnio dużym ogniu. Położyć na niej
łyżkę masła — jeśli pojawią się bąbelki, patelnia jest wystarczająco gorąca.
Rozprowadzić masło, poruszając patelnią i chochlą nalać ciasto na patelnię
(można zrobić na próbę niewielkiego naleśnika, aby sprawdzić, czy ciasto jest
odpowiednio doprawione). Zakręcić patelnią, aby ciasto się równomiernie
rozlało. Piec do czasu, aż krawędzie zaczną się delikatnie brązowić, po czym
odwrócić naleśnik na drugą stronę. Po około minucie sprawdzić, czy naleśnik
jest gotowy. Przełożyć go na talerz i smażyć kolejne. Podawać ciepłe.
Inspiracja: Signe Johansen, Scandilicious.
Akcję Skandynawskie lato prowadzi autorka blogu Mops w kuchni.
Mniam. A o tych czwartkowych obiadach pisałam też u siebie. Swoją drogą ciekawe i smaczne połączenie (sprawdzałam) - najpierw grochówka, później naleśniki.
OdpowiedzUsuńHmm, może wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńAnia